Lubię pierogi. Z kapustą, tofu lub soczewicą. Lubię, jak ktoś je przyrządzi, a ja muszę tylko podsmażyć. No ale ja matka kochana, synowi nie zrobię? Mężowi ukochanemu?? I tu się zaczynają schody. Ja BARDZO chcę, na prawdę ALE nie ma między mną a ciastem do pierogów najmniejszej chemii. Każdy jest zlepiony inaczej, posiada mniej lub więcej farszu. Połowa rozlepia sie w wodzie. Miałam kilka ambicjonalnych prób ale okazało się, że przez pół dnia pocenia się nad stolnicą - wyszło mi dwanaście. DWANAŚCIE. Kpina.
Przyjmując do wiadomości, że nie umiem tych pierogów, zaplanowałam naleśniki. A zrobiłam siedem pierogów dla dziecka. Tak, siedem. Zjadł dwa. Resztę dałam mężowi na przystawkę. Ciasto jest ciemne, bo stanowi próbę przemycenia buraka do diety latorośli. Szukam jeszcze sposobów na brukselkę. Ktoś, coś? Bo jak zaplanuję wrzucić ją do zupy to pewnie zrobię z nich pesto.
Komentarze
Prześlij komentarz